Co roku razem z przyjaciółką staramy się wybrać gdzieś w jej urodziny. Mogę nawet powiedzieć, że zrobiła się z tego taka nasza mała tradycja. Dwa lata temu udało nam się zobaczyć Ateny i Santorini, a rok temu z kolei postawiłyśmy na Słowację. Wygrał tutaj bezproblemowy dojazd samochodem, a co za tym idzie – nie musiałyśmy martwić się o odwołane loty czy inne cuda na kiju. Sytuacja z koroniastym ani trochę nie ułatwia planowania wyjazdów, czego niestety doświadczyła pewnie większość z nas. Sam plan wyjazdu powstał parę godzin przed nim, z racji tego, że kilka godzin wcześniej wróciłam z Rzymu. Mimo tego plan powstał, a będąc na miejscu już razem go ulepszałyśmy, dodając lub usuwając miejsca z mapki.
Ciekawostki krajoznawcze
Republika Słowacka postrzegana jest jako kraj górzysty. Położona w centralnej części Europy (niektórzy geografowie twierdzą, że to właśnie na jej terenie znajduje się środek kontynentu). Większość powierzchni Słowacji, bo ok. 96%, należy do zalewiska Morza Czarnego. Stolicą jest Bratysława, a największą rzeką – Dunaj. Na Słowacji znajdziemy mnóstwo parków narodowych. Tatrzański Park Narodowy, który obejmuje Tatry Zachodnie, Wysokie i Bialskie to najstarszy park słowacki. Zróżnicowany krajobrazowo Park Narodowy „Niżne Tatry” obejmuje kompleks jaskiń Demianowskich, które są jego największą atrakcją. Pieniński Park Narodowy jest z kolei najmniejszym parkiem na Słowacji, ale broni się spływami przełomem Dunajca.
Dzień 1
Wyjechałyśmy z Wrocławia ok. godz. 12:00, kierując się od razu nad Jezioro Orawskie. Do celu było mniej więcej 330 km i po 4 godz. byłyśmy już na miejscu. Jezioro to było naszym pierwszym punktem.
Orawa, mimo tego, że znajduje się praktycznie przy granicy z Polską, jest mało popularnym regionem wśród turystów. Z racji tego, że nie chciałyśmy objeżdżać całego jeziora (a tak prowadziła nas nawigacja), zatrzymałyśmy się w Namiestowie. Jest to bardzo małe miasteczko, które stanowi świetną bazę wypadową w Beskidy Orawskie czy pasmo Magury Orawskiej.
Jezioro Orawskie jest największym jeziorem na Słowacji (ok. 35 km2). Jego większa część objęta jest ochroną. Na jeziorze znajdują się też dwie wyspy – Slanicki Ostrów i Ptasi Ostrów.
Z Namiestowa pojechałyśmy już prosto do naszego pierwszego pensjonatu, który znajdował się w Orawskim Podzamczu, tuż obok Zamku Orawskiego. Ten dzień przeznaczony był głównie na dojazd i ewentualne poprawki w planie.
Dzień 2
Ten dzień naszego pobytu rozpoczęłyśmy od zwiedzania Zamku Orawskiego, wstęp kosztował 7 euro, i co ważne – można było zapłacić kartą oraz załapać się na zniżkę studencką (akceptowane są nasze polskie legitymacje studenckie lub legitymacje wirtualne ISIC). Część zamku wznosi się na wysokiej skale. Jego najstarszą częścią jest pałac. Można w nim zobaczyć wystawy archeologiczne, etnograficzne i przyrodnicze. Był to nasz pierwszy zamek i naprawdę zrobił wrażenie. Bogate wystawy, dużo zakamarków, piękne widoki. Zwiedzanie zajęło nam ok. godziny.
Kolejnym punktem były ruiny zamku Likawa. Tutaj już mniej zadowolone szłyśmy przez las, potykając się o wystające konary drzew. Sama droga z parkingu do punktu docelowego zajęła nam ok. 30 min. w jedną stronę, a na samych ruinach spędziłyśmy nie więcej niż 20 min. Koszt biletu to 2 euro za bilet normalny i 1 euro za bilet studencki. Zamek ten został postawiony na początku XIV w. w celu ochrony szlaku handlowego, który biegł do Polski. Na przełomie XVII i XVIII w. został jednak zniszczony i od tego czasu pozostaje w ruinie.
Następnie udałyśmy się do Parku Narodowego Mała Fatra. Tutaj w planie było zobaczenie wodospadu Szutowskiego. Jak się okazało do wodospadu prowadziła dłuuuga i kamienista droga (był nawet pomysł, żeby odpuścić i zawrócić), ale mimo przeciwności jednak postanowiłyśmy iść dzielnie do celu. Droga nad wodospad w jedną stronę to ok. godzina drogi. Pod górę. Po kamieniach. Po wodzie. Po błocie. Dałyśmy radę 😁✌️. Widokiem wodospadu cieszyłyśmy się ok. 15 min. i postanowiłyśmy ruszyć dalej w trasę. Zatrzymałyśmy się na noc blisko naszego następnego punktu wycieczki – Zamku Streczno.
Dzień 3
Trzeciego dnia udało nam się zwiedzić zamek Streczno, wstęp to koszt ok. 6 euro za bilet normalny i 3 euro za studencki. Zamek Streczno, podobnie jak poprzedni zamek został wzniesiony w celu ochrony szlaku handlowego. Ruiny są bardzo ładnie zachowane, a na szczycie wieży znajduje się punkt widokowy, z którego możemy podziwiać panoramę Słowacji.
Kolejnym punktem naszej wycieczki był zamek Budatin. Powstał on w XIII w. i wielokrotnie był rozbudowywany. Obecnie odnowiony, z przepięknym parkiem i bardzo zadbany, ani trochę nie przypominał wcześniej odwiedzonych przez nas zamków. Za wstęp zapłaciłyśmy: 5 euro za bilet normalny i 3 euro za studencki.
Po chwili relaksu przy kawce i zelenym caju ruszyłyśmy w stronę zamku w Bojnicach. Obie zgodnie stwierdziłyśmy, że był to jeden z piękniejszych zamków na Słowacji, które udało nam się odwiedzić. Z zewnątrz wyglądał jak z bajki, a wewnątrz z kolei można było poczuć niesamowity klimat, dokładnie taki, jakiego oczekujemy jadąc zwiedzać zamek. Obecnie znajduje się tam siedziba Słowackiego Muzeum Narodowego. Prezentowane wystawy charakteryzują się wyrafinowaniem i przepychem, nic więc dziwnego, że co roku przyciąga on masę turystów. Wstęp to koszt ok. 9 euro za bilet normalny i 6 euro za bilet ulgowy/studencki. Po zwiedzaniu skusiłyśmy się na obiad w pobliżu, a następnie obrałyśmy kierunek – Bratysława.
Do stolicy dojechałyśmy ok. godz 19:00. Pokój miałyśmy praktycznie w samym centrum, a co za tym idzie – wszędzie było blisko. Z mojego punktu widzenia w Bratysławie nie ma za wiele do zwiedzenia. Jest parę miejsc wartych zobaczenia, jednak już po godzinie chodzenia określiłam stolicę Słowacji takim „trochę brzydszym Wrocławiem” 🙈. Po przyjeździe poszłyśmy zobaczyć Pałac Prezydencki, Bramę Michalską, Stary Ratusz i Fontannę Maksymiliana.
Dzień 4
Tego dnia odwiedziłyśmy zamek Bratysławski, koszt to ok. 6 euro za bilet studencki i 10 euro za bilet normalny. Zamek ten okazał się jednak jednym wielkim rozczarowaniem. Puste sale, małe wystawy, za bardzo odnowiony. Połowa, jak nie większość wystaw w zamku, to wystawy muzeum teatru. Oczywiście dla miłośników z pewnością będzie to warte obejrzenia, jednak my uznałyśmy, że były to źle spożytkowane pieniądze.
Z zamku udałyśmy się ponownie na Rynek, by tym razem zobaczyć go za dnia. Zrobiłyśmy sobie zdjęcie z Panem z ławki oraz z Panem pracującym (Man at Work), którego ponoć należy pogłaskać po głowie by mieć szczęście ☺️. Idąc charakterystycznymi dla stolicy uliczkami doszłyśmy do Teatru Narodowego.
Następnie wzięłyśmy hulajnogi i pojechałyśmy zobaczyć Blue Church.
Ostatnim punktem zwiedzania Bratysławy był z kolei Slavin.
Tego dnia ok. godz 16:00 ruszyłyśmy w drogę do naszego następnego noclegu, niedaleko Liptowskiego Mikułaszu.
Dzień 5
Był to dzień relaksu po 4 dniach dosyć intensywnego zwiedzania. Zanim pojechałyśmy do Tatralandii udało nam się dotrzeć na średniej wielkości wodospad Luczański. Podobał nam się chyba najbardziej, bo od parkingu dzieliło go nie więcej niż 300 metrów 😁.
W samej Tatralandii spędziłyśmy ok. 6 godz. Wymoczyłyśmy się za wszystkie czasy i poszalałyśmy na zjeżdżalniach. Jednak po 4 godzinach w tym miejscu już nam się trochę nudziło. Ze zdjęć i opisów obiekt wydawał się większy. Bilety zakupiłyśmy na gruponie za 116 zł, cena nie obejmowała jednak saun i fali, ale miałyśmy za to darmowy obiad, co po całym dniu w wodzie jest nieocenione.
Po wyjściu z Tatralandii postanowiłyśmy dojechać do Spiskiego Podgrodzia, by już z rana udać się na zamek Spiski, tak bardzo przez wszystkich wychwalany.
Dzień 6
Zamek Spiski to ogromny, położony na wzgórzu zespół obronny. Ekspozycja, którą można zobaczyć na zamku pokazuje dzieje regionalnego osadnictwa, broń ręczną oraz palną, narzędzia tortur, a także historię zamku spiskiego.
Mimo tego, że brzmieć to może całkiem ciekawie, po zamku spodziewałyśmy się o wiele więcej, a dodatkowo zachęcone opiniami i zdjęciami dosyć mocno się rozczarowałyśmy. Zamek tak naprawdę nie oferował nic prócz ruin, które przeszłyśmy w 15 min. oraz niezbyt wielkiego muzeum.
Niestety tego dnia totalnie nie dopisywała nam pogoda. Ostatnim punktem naszego wyjazdu była Ścieżka w Koronach Drzew. Wstęp kosztował 10 euro, nie było możliwości zakupu biletów ulgowych/studenckich. Wjazd oraz zjazd gondolą – kolejne 10 euro. Jeśli nie szkoda Wam pieniędzy – nie oszczędzajcie na gondoli 😁. My chciałyśmy trochę przyoszczędzić i na ścieżkę wchodziłyśmy w deszczu i po błocie, trasa ta zajęła nam ok. 45 min. Przejście samej ścieżki z kolei nie trwało więcej niż pół godz. Może gdyby pogoda była inna to wspominałybyśmy ją lepiej. Widok porównywalny do tych, których naoglądałyśmy się już na zamkach. Z racji tego, że padało coraz mocniej i zrobiło się strasznie zimno – zjechałyśmy gondolą.
Ścieżka była naszą ostatnią atrakcją. Po jej zaliczeniu ruszyłyśmy w kierunku Wrocławia i w ten oto sposób zakończyłyśmy nasz 6 dniowy wyjazd.
Podsumowanie
Na Słowacji:
- prędzej dogadacie się po polsku niż po angielsku
- nie wszędzie można płacić kartą, zazwyczaj tylko w muzeach, większych zamkach czy sklepach (też nie wszystkich), dlatego warto mieć ze sobą również gotówkę
- wszędzie, gdzie można płacić kartą działa revolut
- dostaniecie zniżkę na legitymację studencką, w niektórych miejscach nawet nie trzeba jej pokazywać, wystarczy powiedzieć, że jest się studentem
- ceny paliwa są porównywalne do tych w Polsce
- warto mieć winietę, koszt tej 10-dniowej to 65 zł, zakupicie je na stacjach paliw przy granicy lub przez internet
Kosztorys:
- noclegi wyniosły nas 702 zł/2 = 351 zł za 5 nocy za osobę
- paliwo 465 zł/2 = 232 zł za osobę (zrobiłyśmy ok. 1600 km)
- winieta 65 zł/2 = 32,50 zł za osobę
- wejściówki 230 zł za osobę
- jedzenie 250 zł za osobę
co łącznie daje nam 1095,50 zł za 6 dni na Słowacji z odwiedzeniem najciekawszych (moim zdaniem) atrakcji.
Wydaje mi się, że kwota ta nie jest szczególnie wysoka. Gdyby odjąć jedzenie w restauracjach oraz zamki, na które drugi raz byśmy się nie wybrały (ale kto mógł wiedzieć) – z pewnością zapłaciłybyśmy mniej.
A Wy macie już za sobą podobnego tripa? A może planujecie się wybrać? 🧐