Na pewno chociaż raz przewinęło Wam się gdzieś zdjęcie z rajskiej plaży, na której można spotkać flamingi. To właśnie Aruba jest z nimi kojarzona najczęściej. Nic w tym dziwnego – można je podziwiać z bardzo bliska, zrobić sobie z nimi pamiątkową fotkę oraz nakarmić. O tym jak się dostać na wyspę flamingów, ile to kosztuje oraz dlaczego te różowe cudaki stamtąd nie odlatują – dowiecie się w dalszej części wpisu.
Informacje praktyczne
Bardzo często znajduję w sieci informacje, że flamingi na Arubie zobaczymy na bardzo wielu plażach. Muszę się z tym nie zgodzić, ponieważ można je spotkać tylko i wyłącznie na Renaissance Island, która należy do kurortu Renaissance Aruba Resort & Casino. Na wyspę Renaissance dostaniemy się łódką, która co 15 minut odpływa z przystani za centrum kongresowym.
Dla gości hotelu wstęp na Renaissance Island jest wliczony w cenę pobytu i mogą oni bez ograniczeń odwiedzać wyspę. Jeśli z kolei nie zatrzymujemy się w resorcie, musimy zapłacić 125$ za wstęp, a za to w cenie mamy jeden dowolny posiłek z menu oraz jeden napój/drink. Bilet wstępu zakupimy na stronie – renaissancearuba.idaypass.com, wybierając przy tym dzień, w którym chcemy odwiedzić wyspę.
Kilka słów o wyspie flamingów
Sama wyspa jest bardzo mała, ale podzielona na dwie części – jedna plaża dostępna jest dla wszystkich, a druga – tylko dla dorosłych (dzieci nie mają na nią wstępu). Na miejscu można też wypożyczyć ręczniki, materace do pływania oraz sprzęt do snurkowania. Goście hotelowi wypożyczenie mają w cenie, podają jedynie numer pokoju. Jeśli pójdziemy w głąb wyspy to znajdziemy tutaj również siłownię, która przed pandemią funkcjonowała normalnie, a teraz niestety jest niedostępna.
Będąc na plaży w oczy rzucają nam się również domki, w których możemy zaznać odrobiny prywatności. Sprawa z nimi wygląda tak, że jeden taki domek na cały dzień to koszt ok. 350$ w górę, ale w cenie mamy all inclusive – posiłki oraz wszelkiego rodzaju napoje. Dostajemy również szampana.
Różowi mieszkańcy wyspy
Miejsce to zyskało jednak ogromną popularność głównie dzięki jego różowym mieszkańcom. Wydawać by się mogło, że to właśnie flamingi zdecydowały, że jest to wyspa dla nich i już na niej zostaną. Sama tak na początku myślałam, ale niestety tak nie jest. Flamingi mieszkające na wyspie mają podcięte skrzydła, przez co skazane są na życie tylko w tym jednym miejscu. Zostały atrakcją turystyczną wyspy, która co roku przyciąga tłumy ludzi. Ptaki są na tyle oswojone, że same chodzą między ludźmi, nie boją się, jedzą z ręki. Jedzonko dla nich można kupić w automatach rozstawionych przy wejściach na plaże, a koszt to ok. 0.25$. Ale uwaga – ten największy cudak lubi zaczepić – szczególnie jeśli mamy na ręce bransoletkę.
Poza flamingami na wyspie swoje miejsce mają również iguany. Często się zdarza, że podchodzą one do ludzi, wskakują na leżak i zjadają jedzonko lub wypijają colę. Za drugim razem na wyspie ten widok mnie już nie dziwił. Pogłaskać bym się trochę bała, ale widać, że jakoś szczególnie się nie boją.
Podsumowując, mój czas na tej wyspie wspominam cudownie, i na pewno jeszcze wrócę. Kwota 125$, jaką trzeba dać, by móc się na nią dostać do najniższych nie należy, ale niestety na Arubie wszystko się ceni. Zdecydowanie było to ciekawe i nowe doświadczenie – zobaczyć flamingi z tak bliska. Mimo wszystko warto jednak mieć świadomość tego, że nie mieszkają one tam z własnej woli.
A Wy zdecydowalibyście się na odwiedzenie tego miejsca?